niedziela, 28 czerwca 2009

BFK - Bardzo Fajny Konwent

jeżeli ktoś myślał nad wyjazdem na tegoroczny BFK, ale koniec końców się nie wybrał, pragnę powiedzieć - zrobiliście najgorszą rzecz jaką mógł zrobić komiksiarz w tym kraju. daliście się nabrać, że najlepsze imprezy to MFK i WSK. tymczasem ktoś tu musi zacząć wyciągać dalekosiężne wnioski i wyjąć rękę z nocnika, bo jeżeli taka sytuacja się utrzyma, to za rok nikt nie będzie już czekał na wiosnę i jesień, tylko na czerwiec i gdańsk. ja już w sumie w kalendarzu na przyszły rok zakreśliłem koniec czerwca.

jak powienien wyglądać konwent komiksowy:
-od dworca 4 minuty (MFK może tym się pochwalić).
-od starówki z knajpami i dziesiątkami pizzeri i kebabów - 300 metrów.
-od winkla z uroczym wodospadem, gdzie pod gołym niebem, o każdej porze dnia i nocy, można smakować regionalne piwa - 20 metrów.
-4 sale obok siebie. 2 do warsztatów, spotkań, wykładów, jedna na autografy i jedna na giełdę. wszystko pod reką. bez ganiania i błądzenia.
-warsztaty prowadzone przez wyjadaczy i rzeźników jak Trust czy Gawronkiewicz, ale również przez nas - pikusiów. dla każdego coś miłego.
-równoczesne zajęcia dla dzieciaków (dzieci wcale nie przeszkadzają. nie trzeba ich upychać na ten następny dzień, kiedy starzy alkoholicy już rozjeżdżają się do domów).
-0 zł za wejście.
-masa gratisów. w tym komiksy i porządne foldery - taki np. o zeszłorocznej edycji imprezy - full kolor, full komiks.
-zagraniczni goście pokroju Davida Lloyda i Guya Delisle.
-karty zniżkowe do kilku knajp i restauracji na starówce.
-rozdawane notesy z czystymi kartkami dla rysowników pracoholików, którzy chcą rysować wszędzie i zawsze.
-zero dezorientacji i szukania kogoś kto wskaże nam drogę, czy podpowie: co, gdzie i jak. bo te osoby same podchodzą i pytają: czy można w czymś pomóc?
-wernisaż wystawy komiksowej z sushi i nalewką śliwkową.
-mega obiad z karkówką w sosie myśliwskim, pasztetem z dzika, kluskami regionalnymi, wędlinami wiejskimi, sałatkami, owocami, warzywami, ciastami, zupką grzybową, wiejskim smalcem z ogórkami kiszonymi, kiełbaskami, salcesonem i tym wszystkim niewymienialnym co uginało stoły, a nie było tylko dla WYBRANYCH, ale dla każdego rysownika, scenarzysty, publicysty czy wydawcy w tym kraju, który tylko raczył odwiedzić konwencik. (nikt nie uciekał pokryjomu z gośćmi zagranicznymi na bankiety. każdy poczuł się przez chwilę jak twórca V jak Vendetta czy Phenian).
-tyle biletów na piwa ile dałeś radę wypić podczas nocnej imrezy (bardzo łatwo wymienialne na wódkę z martini).
-bitwa komiksowa gdzie każdy uczestnik, nawet ten który odpadł w pierwszych 3 minutach, dostał torbę nagród.
-potańcówa przy house of pain i kriss kross.
-wodospad na kaca.

bardziej osobiste doznania:
-niezapomniany nocleg w 10 osobowym pokoju w hosteu. można było pomysleć, że to wcale nie chrapanie chłopaków, a po prostu traktor, który stoi na środku pokoju z odpalonym silnikiem.
-poznałem w końcu osobiście Olgę Wróbel i Unkę. dwa skrajne charaktery - dwie prawdziwe kumpele komiksowe.
-duet Ystad i TeO, którzy potrafią rozpieprzyć w drobny mak, każdy objaw twojej depresji. chłopaki powinni prowadzić wesela, albo leczyć śmiechem dzieciaki w szpitalach. do rany przyłóż.
-stara gwardia starych dziadów : Timof, pjp, Mateusz Skutnik, Szymon Holcman, Pstrąg, Wojtek Stefaniec, Kingpin, Daniel Chmielewski, Asu, Zuzia, Arcz, Jaszczu, Sztybor, Janusz Wyrzykowski. była też Paulina Christa - z którą chłopaki zapomnieli mnie przedstawić, a ja nie miałem tyle odwagi, żeby samemu zagadać. co nie przeszkodziło w tańcach i swawolach w irish pubie. 
- kolejny wspólny komiks "po jednym kadrze, po pijaku". tym razem mniej penisów. trochę mniej. niewiele mniej ale jednak mniej. o kilka mniej. niedługo zeskanuję i dzieło pójdzie w świat.
-paczka komiksów od Kingpina. moje pierwsze w życiu gratisy, nie autorskie, na taką skalę. poczułem przez chwilę bananowy smak życia "zawodowych recenzentów". z tą różnicą, że ja nie zostałem poproszony o recenzję. taki wesoły prezent na te chujowe, deszczowe dni. dzięki:) ale i tak napiszę coś o tych komiksach.
-playlista Timofa na pobudkę. bo nic tak nie budzi jak stary, dobry, poczciwy grunge.
-chyba naprawdę udał mi sie warsztat komiksowy - ludzie zadawali pytania i dyskutowali. nie było czegoś takiego jak milcząca sala i żenua prowadzącego.
-zdobyłem wraz z Januszem Wyrzykowskim 2 miejsce w Bitwach Komiksowych. fart początkujacego. wygrał kiler - Jaszczu.
-prezentacja chłopaków (ledwo ciepłych, bo w niedzielę z rana) o nowym magazynie komiksowym KARTON. zapowiada się dobra rzecz. magazyn ze stałymi seriami w stylistyce cartoon.


szkoda:
-szkoda, że kilka wydawnict olało konwent. była KG, Timof i cisi wspólnicy, Mroja Press, JPF, Post, ofkors - Hanami. ale reszty nie widziałem. a może byli tyko nie widziałem? szkoda, bo dali dupy na imprezie, na której za rok trzeba będzie srogo się starać, żeby wyłuskać choć jeden stolik. wiem, że wiele wydawnict wsparło imprezę sponsorując to i owo. ale moim zdaniem można było zrobić coś jeszcze.  np. przyjechać osobiście jak wyżej wymienieni i przynajmniej porozmawiać z uczestnikami konwentu.  w stolycy i mieście Łodzi to uchodzi.
-szkoda, że pojechałem tylko na sobotę i niedzielę. plan był taki, że jeżeli przyjadę w sobotę to jako tako będę w tę sobotę sie trzymał. ale w piątek przyszedł do mnie Mysz i nie piliśmy herbaty. i pech chciał, że dostałem dwudniowej sraczki. to mi trochę popsuło kilka punktów programu. dobrze, że z pjp udało nam się znaleść nocną aptekę i zakupiliśmy węgiel. (tym węglem da radę rysować komiksy. sprawdzone).

szacunek dla Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku - dla Bogdana i jego ekipy, dla Radka Bolałka i całego Hanami.

nie mam fot. nie mam po prostu aparatu. ale lada moment powinne wysypać się na blogach i stronach. najlepsze mają: Daniel i Mateusz. Daniel dlatego, że ma piękne ujęcia pośladków Sztybora, a Mateusz zbierał materiały do mojej teczki i pstrykał przez moment każdą dziwność, która mi się wymknęła podczas alkoholowego rauszu.

jeżeli ktoś myślał nad wyjazdem na tegoroczny BFK, ale koniec końców się nie wybrał, to dupa.

nie mam już czasu na korektę więc wyszukiwacze błędów ortograficznych i inerpunkcyjnych mogą poużywać.

polinkuję także jutro.

p.s. Olga - chyba jednak zgubiłem Twoje kolczyki. wynajdę Ci nowe - takie pod Twoją dziarę i wzorki na sukience. bo tylko w taki sposób potrafię dobrać biżuterię. 

p.s.2 Daniel dobrze napisał - pewnie wraz ze wrostem zainetersowania BFK, zaniknie trochę jego kameralność, a w związku z tym może już nie będzie takich bankietów dla wszystkich - bo to nie urodziny Rokefelera, ale mam takie podejrzenie, że zajebistość Gdańska nie leżała wcale w tonach ekskluzywnego jedzenia i picia. to było zaskakującym, momentami niewiarygodnym dodatkiem, ale jednak dodatkiem. i naprawdę - jeżeli miałoby tych dodatków zabraknąć za rok - to widzi mi się, że i tak organizacyjnie będzie to jeden z lepszych konwentów w tym kraju. jeżeli nie najlepszy.

linki do relacji:

Unka

Olga

Pstraghi

Mateusz

Jaszczu

Daniel

Wojtek

Arcz fotorelacja

Mirzka

Arcz

Ystad fotorelacja z niewybrednymi komentarzami

Komisja Europejska

piątek, 26 czerwca 2009

wolna amerykanka

3 dni nieobecności. dobry czas na komentarze maści wszelkiej. przez 3 dni nie będę miał możliwości kontrataku. ten blog jest Wasz. 

spieprzony serial, plansza o simsach i zaprawa przed Gdańskiem



*kadr z planszy zrobionej na okoliczność premiery gry Sims 3. w grę nigdy nie grałem. w sumie to nie dziwne - bo moje gierkowanie ogranicza się do gier, którym zrobiłem okładki (tak co by zobaczyć, co sprzedaję swoją łapą) i te na psp. w porównaniu z Rybą jestem pikuś. Pan Pikuś. nie mam pojęcia gdzie dokładnie to się ukaże -wiem, że maczają w tym palce twórcy Playa.

*kilka konspektów do serialu dla TVNu, który nie powstanie bo... razem z Rybą... znowu daliśmy ciała. miałem nawet wyznaczony czas antenowy. całkiem, kosmicznie dobry czas w "dzień dobry tvn" w soboty... i chuj. a mieliśmy tylko robić rysunki nie przejmując się o animację i udźwiękowienie. to jak widać było ponad nasze siły. ja to sobie tumaczę tym, że my po prostu nie mamy parcia na szkło. albo mamy kurewsko wielkiego lenia. nie nam oceniać. TVN przepraszam. zawsze mogę poprowadzić "pogodę". scenariusz miał pisać Sztybor. Bartek... zrobimy coś innego. lepszego.

*za chwilę przyjdzie Mysz i zrobimy zaprawkę przed Gdańskiem. czytaj - jutro będzie futro.

*dzisiaj w "letniej szkole country"

lekcja druga: Willie Nelson z piosenką On The Road Again

czwartek, 25 czerwca 2009

twitter, nowy stary projekt, pieprzony newsweek i sprzedany serial


*jeżeli ktoś chciałby poczytać moje mini emo wywody, zapraszam na mojego twittera - nik: kaerel.

*odkurzam Ostatnią Kronikę. na samym blogu jeszcze nowych rzeczy nie ma, bo też i odkurzanie nie służy samemu komiksowi. uniwersum i bohaterowie muszą przejść teraz długą drogę do nowej formy medialnej. i na razie tyle mogę powiedzieć. co by po prostu nie zasrać sobie koszuli.

*napierw odezwał się newsweek, że potrzebują pasków komiksowych. potem się dowiedziałem, że będę rysował nie do swoich scenariuszy, bo mają nie najlepsze doświadczenia ze współpracy z piszącymi komiksiarzami. odparłem, że dlatego, iż nie zadzwonili wcześniej do mnie. ale się uparli. więc narysowałem paski do dość niekomiksowych scenariuszy. dodatkowo zrobiłem swoje wersje. i cisza. kiedy miałem już pisać by nie lecieli w kulki - telefon, i że jest ok. że dobrze rokuje. i cisza. i cisza. poprzysięgłem sobie wtedy, że choćby sama królowa brytyjska zadzwoniła i poprosiła o komiks, to bez zaliczki w ogóle nie bedę szukał ołówka. (to się nie tyczy kumpli, zinów itp).

*za to serial komiksowy o tematyce fantasy jest już sprzedany i niedługo zadebiutuje. jak zadebiutuje to podlinkuję. niepocieszeni, niedoszli klienci - trzeba było się szybciej zastanawiać.

*za oknem pogoda iście angielska. znaczy się - angielska zima.

*ach. zapomniałbym. od dziś staruje "letnia szkoła country".

lekcja pierwsza: Tanya Tucker z kawałkiem Texas When I Die.

środa, 24 czerwca 2009

Alek Projekt


skończyłem 6 odcinek, a zarazem 9 planszę komiksu Alek Projekt, który już od pół roku idzie w Play'u. kadr dla smaku. w ramach urlopu postanowiłem popracować. tak więc dalej ciskam Łaumę. plansz niestety nie mogę pokazać, bo pojawia się na nich tytułowa Łauma - a to mój gwóźdź programu. 

mam też małe ogłoszenie:

sprzedam serial komiksowy w formie pasków o tematyce fantasy. tanio.

wtorek, 23 czerwca 2009

wpis 53. drogi pamiętniku...

bardzo lubię blog Michała Wiśniewskiego. nie, nie tego szołmena ze słomą w butach, tylko tego od http://mrw.blox.pl/html. dzień zaczynam ok kawy, papierosa i kilku blogów- w tym wyżej wymienionego. bo to jeden z lepszych blogów o popkulturze. śmiesznie się składa, że zgadzam się ze wszystkim co tam napisane (może poza gustem muzycznym autora), ale mijamy się w pogladzie na moje wpisy, które bywają tam komentowane. chciałem napisać to w formie komentarza na tym że blogu, ale wymóg rejestrowania się, by dodać trzy zdania mnie zniechęcił. tak więc kilka słów tutaj:

Michał - nie jestem od ratowania polskiego komiksu. zrobią to ci, którzy komiksy potrafią robić dobrze. ja na razie coś próbuję, ale Gawronkiewiczem niestety nie jestem i raczej już nie będę. w wieku 27 lat nie powinno już się uczyć rysowania tylko rysować. przegapiłem kilka lat.

nie odmawiam nikomu niczego, napisałem jedynie, że komiks POTRZEBUJE, a nie MUSI mieć dobrą historię i grafikę. co sam przyznałeś pisząc (że dobrzeby było gdyby takową miał).

co do doboru płci czy też orientacji seksualnej do antologi, to porównałbym to do chociażby antologi o piłce nożnej. gdyby zaproszono samych rysujących piłkarzy, to mielibyśmy jakiś sielankowy obraz dzisiejszej piłki - polskiej na ten przykład. bez sprzedanych meczów, bez przegranych meczów. tylko Boniek, Boniek i Boniek. a twórcy nie grający pokazali jak bardzo ta piłka jest chujowa i dlaczego.

dlaczego nie miała by do takiej antologi trafić praca pokazująca problem homoseksualizmu przez pryzmat homofoba? to nadal gryzienie tematu. może nawet wiecej by z tego wynikło niż opowieści z jednego punktu widzenia. no i dopiero wtedybyłoby tolerancyjnie. bo tolerancja to zgadzanie się i przyzwolenie na obcowanie wśród różnych ludzi z róznymi poglądami, ale jednoczesnie możliwość wypowiedzenia swoich - często odmiennych, nawet negujących pozostałe, a nie publiczne wołanie : kocham was, kocham wszystkich.

może powinienem też dopisać, że gdybym był np. gejem, to wolałbym (dla udowodnienia normalności i równości) wystapić ze swoim komiksem razem z heteroseksualistami, niż wplątywać się w kolejną akcję środowiska, które tak samo szkodzi homoseksualistom, jak szkodzą kobietom stowarzyszenia feministyczne. nic tak nie rozpierdala obrazu miłości homo - jak faceci w podartych pończochach, ze smyczami na szyji i plastykowymi, różowymi penisami dokręcanymi do gaci, na paradach. wolałbym obraz kogoś, kto po prostu chce miec spokój , tak jak wszyscy ludzie na tej planecie. i takie osoby znam. i żyją sobie w najlepsze. 

jeżeli homoseksualiści uważaja iż ich miłość na poziomie platonicznym niczym nie różni sie od naszej, to pozostaje nam jedynie kwestia czysto fizyczna. a robienie antologii, gdzie punktem wyjścia jest forma konktaktu fizycznego podczas stosunku, jest po prostu dorabianiem filozofii do pornografii.

rozumiem- może nie pojawią sie w tych pracach żadne wątki seksualne. no to po cholerę w ogóle te rozgraniczenie? nie można było zrobić antologii o miłości? miłość hetero razem z miłością homo w jednym albumie. po prostu komiksy o miłości, o związkach, relacjach. jeżeli zaś homoseksualista, nie potrafi zrobić historii przygodowej, horroru czy s-f (jak to robią heteroseksualni), a jedynie chce tworzyć dzieła oparte na seksualności, to znaczy, że buduje nam obraz: homoseksualista, to ktoś kto wciąż mysli o dymaniu i o niczym więcej. cały czas im siedzi dymanie w głowach? na to wychodzi. jeżeli zaś ta antologiama ma nie być o dymaniu - to nie widzę żadnej różnicy miedzy jej twórcami, a heteroseksualnymi osobami. a wtedy podział jest zbędny. jeżeli nie można, znaczy się, że jedynym wyznacznikiem jest fizyczność w stosunkach ludzkich.

dlaczego komiks o miłości gejów ma mieć łatkę "komiks gejowski", a nie "komiks o miłości"? pragniecie akceptacji i bycia częścią społeczeństwa, a sami tworzycie szufladki i granice.

wy naprawdę się niczym od nas nie różnicie. nie dopisujcie wielkiej filozofi do jednej różnicy, która polega na obiekcie kopulacji. to żaden powód do dumy, ani niczego innego. ot po prostu tak macie. wielka mi rzecz. zam inne predyspozycje i cechy ludzkie, które są o wiele bardziej znaczące i warte uwagi. ale jeżeli całe swoje życie budujecie na tym kogo i gdzie, to bardzo wam współczuję. heteroseksualne osoby, które potrafią tylko o jednym gadać i myśleć nazywamy zboczeńcami. was niestety nie wolno tak nazywać. bo nie wypada. (tutaj pije tylko do tych homo, którzy są w swoim życiu znani tylko z tego, że są homo).

lubię filmy, książki, muzykę i komiksy robione przez ten pryzmat - jeżeli są dobre. antologia która wymusza tematykę trudności życiowych wywołanych przez nasze afiszowanie się z tym co robimy po nocach, będzie sztucznym tworem, które tylko faktycznie zapcha dziurę dla targetu, który uwielbia babrać się w swoim własnym sosie, odcinając w każdej formie od reszty społeczeństwa. moi znajomi geje i lesbijki nigdy nie rozmawiali ze mną, nie dyskutowali i nie tworzyli przez podkreślanie swoich upodobań seksualnych. i to są znajomi z którymi tylko konie kraść. ja jak się przedstawiam, albo zabieram głos, albo podpisuje rysunek, nie dodaję do nazwiska: hetero itp. naprawdę ludzi nie obchodzi co i kto i z kim. i gdyby homoseksualiści się tym nie obnosili, to nikt by nawet nie pomyślał, że w ogóle można spojrzeć na nich "inaczej" albo "inaczej" traktować. widzę tu raczej drugi biegun martyrologii.

to jest moje osobiste zdanie na osobistym, dupnym blogu.

a Twój blog Michał będę czytał nadal. bo nawet tekst o moim tekście czytało mi sie pysznie. choć wydaje mi się, że wyjątkowo w tym przypadku nie uchwyciłeś tego, o co mi naprawdę chodziło.

pozdrawiam

p.s. musze to przemysleć czy w ramach akcyjki nie zacząć podpisywać się : KRL - hetero. chyba zacznę. może ktoś wtedy przejrzy i zobaczy komizm tego całego szumu.

czescjacek na blogu Michała wpisał (starając sie jak może pisać po polsku, ale trochu nie wyszło) : "to przecież stały motyw homofobiczny - jak hetero, to Miełość. jak homo, to ino dymanie." to powiedz czym sie różni homo od hetero? czym? odpowiedz sobie głośno. i teraz wyobraź sobie, to własnie ta różnica jest powodem całego szumu. bo chyba panie czescjacek nie chcesz powiedzieć, że różnią się psychiką? moim zdaniem nie. oni kochają, my kochamy, oni się smucą, my smucimy, oni nienawidzą, my nienawidzimy. jedyna różnica jest ... no wiesz. ale oni ją wywyższają i upodmiotowują. (nie wszyscy ofkors).

acha- żeby nie było. JESTEM HOMOFOBEM - nie nawidzę jak ktoś mi wpaja, bombarduje swoją ideologią choć ja jej nie czuję albo nie chcę przyjąć za swoją. z tego też powodu nieznoszę nawiedzonych vegan, wegetarian, którzy co kęs kanapki z mięsem wałkują mi o etyce, moralności, człowieczeństwie i ewolucji. mam w pip znajomych i przyjaciół homo, ale mam ich dlatego, że trafiłem na osoby które nie epatują i nie atakują swoją seksualnością. tak jak reszta moich hetero znajomych. ze zboczeńcami hetero też się nie koleguję. szanuję ludzi za to co robią i myślą, nie za to z kim śpią. i bedę się tego trzymał do końca życia. sory. bo nie wiem czy zauważyliście - do samych homoseksualistów nic nie mam. ale trudno to zauważyć jak się ma w głowie tylko dupy i dymanie, które budują cały światopogląd. 


poniedziałek, 22 czerwca 2009

wpis 52. drogi pamiętniku...

"odciski palców pobierane na potrzeby nowych paszportów bedą wykorzystane jedynie do produkcji tych dokumentów i nie będą widniały w innych bazach danych."

...

buahahahahahahahahahaha

niedziela, 14 czerwca 2009

wpis 50. drogi pamiętniku...

ŚWIAT SIĘ JEBIE, NA SZCZĘŚCIE JAPOŃCZYCY GRAJĄ COUNTRY.

http://www.comixgrrrlz.za.pl/nabor/

nabór do antologi lesbijskiej. zapraszają tylko dziewczęta. ciekawe, czy tylko lesbijki.

komuś się pojebało we łbie. ktoś znowu wychodzi ze swoją seksualnością na ulicę. po cholerę mi komiks robiony przez pryzmat czyjegoś dymania? sztuka nie potrzebuje podpisu :lesba, gej. sztuka potrzebuje dobrych historii, komiks potrzebuje dobrej grafiki. niestety bycie lesbijką nie gwarantuje ani jednego ani drugiego. gorzej- śmiem twierdzić, że procent komiksiarek lesbijek rysujących choćby poprawnie jest dążący do zera. 

w olsztynie swego czasu była żałosna wystawa "sztuki gejowskiej", która charakteryzowała się tym, że tworzył ją gej - beztalencie, ciałamaga plastyczna, dupa stylowa i amator do kwadratu. ale tłumy waliły bo gej. bo podpisał prace nie swoim nazwiskiem, nie wykształceniem, nie stylem, a swoim łóżkowym problemem. 

no pewnie, że jestem homofobem - czuję lęk przed wizją penetracji kutasem mojego odbytu - tak już mam.

ale jednoczesnie to mi nie przeszkadza u innych. absolutnie.

ale do cholery - nie mieszajcie w to sztuki - zróbcie antologię dobrych komiksów bez powiadamiania mnie kto, co robi kiedy się pierdoli po nocach. pchanie palców w tyłek koleżanki jeszcze nikogo nie nauczyło rysunku i nie wyrobilo warsztatu scenariuszowego. co nie znaczy, że nie może iść to w parze. no ale wyznacznikiem niestety nie jest.

p.s. dlaczego nie zaprosili facetów? mam masę dobrych pomysółów na komiks lesbijski.

na szczęście japończycy też się bawią w country:

czwartek, 11 czerwca 2009

wpis 49. drogi pamiętniku...


istnieją "dzieła" za które artyści nadal powinni być paleni na stosach albo posyłani aligatorom na pożarcie. 

z dniem, w którym to gówno wyjdzie na papierze i trafi do sklepów, polski komiks umrze na prawdę. mam nadzieję, że do wydania nie dojdzie, bo do tego czasu autorowi uschną jądra, odpadnie dupa i powykręca mu łapy.