

smutno mi, boże! - dla mnie na zachodzie
rozlałeś tęczę blasków promienistą:
przede mną gasisz w lazurowej wodzie
gwiadę ognistą...
choć mi tak niebo ty złocisz i morze
smutno mi, boże!
*nie jadę do mrągowa. pieprzę mrągowo. co to za country, kiedy występuje kasia kowalska, maryla rodowicz, blue cafe i (fuck) joanna liszowska, a całośc leci na polsacie. no i jest mi smutno trochę, że taka dupa z tego pikniku. zostanę w domu i posłucham sobie Alabamy.
*czas najwyższy poinformować, kto wygrał w konkursie na ciąg dalszy Łaumy. tararararararararararararararara - Kasia Jach. wersja Kasi zostanie opublikowana, kiedy uporam się z blogiem okolicznościowym - znaczy się: blogiem Łaumy. bo taki się robi. mnustwo atrakcji i akcji. z Kasią skontaktuję się jutro przed południem, bo choć teraz pora niby wczesna - to ja już umęczon. urlopy są wyczerpujące. ponieważ:
*skończyłem rozdział drugi Łaumy i siedzę nad trzecim - ostatnim. do końca lipca planuję finisz ostateczny. a po drodze kolejne odcinki komiksowego kursu rysowania komiksów na komiksomanii i pisma komputerowe. dużo roboty, a już trzeba chodzić do biblioteki i urabiać na etacie. może za kilka lat ludzie w naszym kraju, którzy zapierdalają po godzinach do 3 w nocy, będą w stanie nie pracować w sklepach, agencjach reklamowych, salonach meblowych, kwiaciarniach, bibliotekach... do tego czasu trzeba zacisnąć zęby i robić swoje. rysować komiksy.
*no i na rybki od jakiegos czasu chadzam z chopakami. na razie złowiłem jedną. nie opublikuję foty bo połamiecie sobie żebra ze śmiechu. wstajemy o 5 rano, rozkładamy się nad jeziorem, robimy po 4 piwa, jemy konserwę i na pół godziny przed powrotem rzucamy do wody kawałek żyłki z robakiem. przednia zabawa. teraz planujemy polowania z wiatrówką na wiewiórki w pobliskim lesie. oczywiscie żadna wiewiórka nie zginie, bo jej nie znajdziemy. ale nie ma to jak browar w lesie.
*jako żem już w domu i chyba nie uda mi się już nigdzie uciec - zabiorę się za skanowanie komiksu, który powstał wspólnymi siłami na BFK. no i to będzie hit.
*dzisiaj w letniej szkole country:
Wróciłeś... nareszcie!!!
OdpowiedzUsuńMisia
Gdybym miał sądzić po zdjęciu, to bym pomyślał, że bombardujecie te ryby, po czym delektujecie się zapachem napalmu o poranku.
OdpowiedzUsuńJaka elegancka fylyżanka!
OdpowiedzUsuńa w filiżance tej - piwo przytoczone w notce? :)
OdpowiedzUsuńpokaż rybę Karolu!
Obstawiam, że kapelusz na fotce jest w typie teksańskim?
OdpowiedzUsuńW "teksańskim" stylu to są np. pornole.
OdpowiedzUsuńktotokurwajestjoannaliszowska???///
OdpowiedzUsuń?
@ adler - to jest bardzo kurwa dobre pytanie. kto to jest? tak właściwie.
OdpowiedzUsuńOpen Warsaw Kantry Pinball: set pierwszy
OdpowiedzUsuńW moim mieście ulica Śmieszna wpada w Zawiłą. Na końcu Zawiłej czerwona cegła -Salun z flipperami. Potężny kop. Drzwi skamlą. W białej ramce światła czernieje obrys strendżera. Kapelusz daje info pozostałym: to KRL - Teksański spec od ZPK. Cisza napada lokal. Tylko flippery tęsknie piszczą... Na ziemi, łkając, leżą smutne fajki Śledzia. Właśnie je porzucił. W ulubionym kornerze poświeca Wielki Kantry. Za chwilę zacznie się pojedynek. Może ostatni. W tle EmSi_Morikone podaje ciągle świeżą muzę.
Napięcie nie ceni ciszy. Czerwone cegły tulą się do siebie. Proszę Państwa! To jest... W Samo Południe!!! KRL podrzuca srebrną komiksówkę. Awers i rewers zlewają się w niezaprzeczalną jędrność. Moneta delikatnie lecz stanowczo wciska się w szparkę. Błysk. Potężne spięcie strzela po pysku... parę razy. Potem tylko ciemność. KRL jest już gdzie indziej. Jędrność przechodzi w chłodne odrtęwienie stalowej kulki. Prawda nie czeka tylko nachalnie wpycha wszystko pod szybę. Zaczyna się gra... gra o życie, gra na flipperach, w finale Open Warsaw Kantry Pinball!
Krl czuje, że coś jest nie tak. Rzuca okiem na buty: nie ma! Maca spodnie: nie ma! Sprawdza kaloryfery pod klatą: nie ma! To co jest do cholery?!
pieprzu
cdn
pieprzu, czuję, że marnujesz się na moim blogu. zamknij internet i napisz jakąś książkę. czy sztukę.
OdpowiedzUsuńOpen Warsaw Kantry Pinball: set drugi
OdpowiedzUsuńŁapie się za głowę: jest, ale bez kapelusza i zbyt gładka. Spogląda za siebie, jednak myśl o tym co ma nastąpić już nie dociera. Potężny strzał wyrzuca głowę KRL-a poza pierwszą bramkę. Z daleka słyszy jak nabijają się punkty: 100, 200, 300 i ostatnie ledwo 400. Wielki Kantry wyświetla wynik na tablicy. Siła bezwładu toczy głowę Krl-a na lewą stronę stołu. A tam Maryla Country, Maryla Biesiadna i Maryla z Grylla...
i tutaj niestety muszę przerwać. Bo moje Bez Sensu mówi mi, aby nie zaśmiecać blogów porządnych ludzi.
pieprzu
Karol - na wiewiórki to tylko (choć wiem, że zabrzmi to pretensjonalnie) do Nowego Jorku. Tam to nie jest polowanie, a pojedynek. Skurkowańce są cwane i bojowe. Wciąż mam przed oczami jak idziemy całą rodziną przez park a tu alejką z naprzeciwka biegnie wiewiórka. Junior ją zobaczył i biegnie ją przestraszyć (ciągle tak robi z gołębiami), a ta stanęła na tylnych łapach (orzeszek w pysku), rozstawiła łapy i czeka. Nie ustąpi. Junior wyhamował trzy kroki przed nią i dziwi się czemu ta nie ucieka. A ona nic. Ba, zrobiła jeszcze krok w jego stronę. Dopiero jak zobaczyła, że zrównaliśmy się z nim i mamy sporą przewagę liczebną (4:1) to ustąpiła ze ścieżki. Tak, że na wiewiórki to tylko do NY.
OdpowiedzUsuń